niedziela, 20 września 2009

i

a poza tym, jak widze, tutejszy internet lubi testowac ludzka cierpliwosc... ;)

10 komentarzy:

  1. z prawdziwą przyjemnością wpisuje się jako pierwsza ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Robson, Robzki, przyjacielu:) - my z Matim będziemy śledzić każdy Twój dzień. Dziel się z nami wszystkimi tym co ciekawe i tym o czym w 4 oczy nigdy nie powiesz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hello ewribady! :) kejt, azz always needs to be the 1st :) no dzieki, dzieki nawet 8 tys km od wawy mnie dopadniesz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, Mati no rzecz jasna... o ile bede mial internet i zadna tajska rodzina mnie nie zaadoptuje to bede staral sie pisac, choc niektore rzeczy zostana 4myeyesonly ;) - to bedzie moj kolejny blog, jak sie rozkrece z tym blogowaniem hehe

    OdpowiedzUsuń
  5. lepiej byc pierwszym niz ostatnim. nie ma za co, 8 tys km to faktycznie kawał drogi az dziw , ze z taka latwoscia mozna sie dodzwonic na domowy;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. tak, tak dobrodziejstwo skype'a ;) utknalem w bangkoku... to miasto mnie zassalo, od dwoch dni bujam sie ze wspomnianym juz nowozelandczykim, doloczyl sie do nas jeszcze jeden brytyjczyk i jest zajebiscie... ten pierwszy zna bangkok na wylot, te drugi mieszka na wyspie, w srodku dzungli i jest instruktorem nurkowania... :) co za goscie. przy okazji nakrecilem sie zeby zrobic kurs nurkowania na ko tao - podobno jedno z najlepszych miejsc na swiecie, na wyspie ktora ma 17 km dlugosci jest 50 szkol... :)) gonna fly!

    OdpowiedzUsuń
  8. jak już będziesz na Ko Tao, koniecznie wypij kokosowego shake'a w najmniejszej knajpie na wyspie (podobno najlepsze w Tajlandii)...i nie daj się zjeść rekinom! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Coconut Lake w Galeria Bali na Jasnej po powrocie do PL...choć to z pewnością nie to samo, no i nie spotkasz się tam z rekinami... chyba, że biznesu...;)

    OdpowiedzUsuń