niedziela, 20 września 2009

no to siu!





udalo sie jestem na miejscu! :) jak juz tu dojechalem, i po dluzsze wedrowce znalazlem pokoj w jakims obskurnym hostelu bez okna, zadalem sobie pytanie - co ja tu k... wlasciwie robie...?! nie myslac dlugo, wyszedlem na miasto poszukac odpowiedzi :)

lot byl spoko. w helsinkach znalazlem sie w mgnieniu oka. pierwsza rzecz na ktora zwrocilem uwage to fakt, ze w tym miescie nie ma W  O G O L E  koszy na smieci. chodzilem przynajmniej pol godziny z pusta butelka w reku zanim w koncu znalazlem sie w parku w ktorym - uwaga - byly 2 smietniki!. poczulem sie prawie jak tony halik. oczywiscie, pomimo tego helsinki sa czyste i na ulicy nie widzialem zadnych luzno walajacych sie smieci. samo miasto przyjemne, finowie w swej urodzie nie roznia sie istotnie od polakow, przy czym damska czesc tego spoleczenstwa ma sie czym chwalic :)


jest tu sporo zawilych uliczek, w ktorych fajnie sie zgubic, takze z checia to zrobie w drodze powrotnej.



i tak gubiac sie po miescie znalazlem m.in. sklep ze swistakami... tak staly w witrynie lypiac podejrzanie na przechodniow

 

ok 21 wrocilem na lotnisko, a tam kolejna konsternacja...


pusto...



wszedzie pusto, ani zywej duszy...


zaczalem sie zastanawiac czy nie przegapilem przypadkiem jakiejs ewakuacji lotniska... ;) ale na szczescie okazal sie ze jednak ktos zywy mial zamiar ze mna poleciec... do tego bangkoku :))

 
dobra fajnie sie siedzi i pisze, ale nie przyjechalem tu po to, zeby z banda amerykanow siedziec w jakiejs kawiarence internetowej, takze wrzucam jeszcze kilka pierwszych zdjec z mojego pierwszego dnia w tajlandii i smigam, zglebiac empirie :)

 









 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz