lot byl spoko. w helsinkach znalazlem sie w mgnieniu oka. pierwsza rzecz na ktora zwrocilem uwage to fakt, ze w tym miescie nie ma W O G O L E koszy na smieci. chodzilem przynajmniej pol godziny z pusta butelka w reku zanim w koncu znalazlem sie w parku w ktorym - uwaga - byly 2 smietniki!. poczulem sie prawie jak tony halik. oczywiscie, pomimo tego helsinki sa czyste i na ulicy nie widzialem zadnych luzno walajacych sie smieci. samo miasto przyjemne, finowie w swej urodzie nie roznia sie istotnie od polakow, przy czym damska czesc tego spoleczenstwa ma sie czym chwalic :)
jest tu sporo zawilych uliczek, w ktorych fajnie sie zgubic, takze z checia to zrobie w drodze powrotnej.
i tak gubiac sie po miescie znalazlem m.in. sklep ze swistakami... tak staly w witrynie lypiac podejrzanie na przechodniow
ok 21 wrocilem na lotnisko, a tam kolejna konsternacja...


pusto...
wszedzie pusto, ani zywej duszy...


zaczalem sie zastanawiac czy nie przegapilem przypadkiem jakiejs ewakuacji lotniska... ;) ale na szczescie okazal sie ze jednak ktos zywy mial zamiar ze mna poleciec... do tego bangkoku :))
dobra fajnie sie siedzi i pisze, ale nie przyjechalem tu po to, zeby z banda amerykanow siedziec w jakiejs kawiarence internetowej, takze wrzucam jeszcze kilka pierwszych zdjec z mojego pierwszego dnia w tajlandii i smigam, zglebiac empirie :)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz